czyli...o co tu naprawdę chodzi?
Czy to jest blog?
Czy to jest felieton?
Czy to jest jakaś nowa forma zapisków z wnętrza mojego porannego mózgu,
który jeszcze nie zdążył zaparzyć herbaty, a już coś chce powiedzieć?
A może to w ogóle nie jest forma, tylko przestrzeń?
Czy można stworzyć miejsce w internecie, które nie jest do czytania,
tylko do czucia?
Czy da się zapisać sposób myślenia tak, żeby nie trzeba było go wyjaśniać?
Może to jest po prostu...TO miejsce.
Nie miejsce do tłumaczenia, tylko do bycia.
Nie po to, żeby się dobrze prezentować, tylko po to, żeby się rozgościć...
najpierw we mnie, potem może też i w Tobie.
Czasem pytam siebie:
Czy ja właśnie coś napisałam,
czy tylko zanotowałam hałas wewnętrznego zadziwienia?
Czy to zdanie ma sens, czy tylko dobrze brzmi w moim ciele?
I czy to w ogóle ważne?
Bo może tu nie chodzi o to, żeby było jasno, tylko żeby było prawdziwie.
I lekko. I śmiesznie. I niewygodnie.
I tak, żeby można było się potknąć o jakieś zdanie i pomyśleć:
'ooo...coś mi tu zadrgało'.
To miejsce powstało, żeby pozwolić sobie pisać nieporządnie.
Nie o sobie, ale przez siebie.
Nie dla lajków, ale dla tego uczucia, kiedy coś z ciebie wychodzi
i już nie da się tego zatrzymać.
Więc jeśli jesteś tu przypadkiem - witaj.
Jeśli jesteś tu celowo - też witaj.
A jeśli wrócisz, to znaczy, że coś Ci tu zarezonowało.
Nie wiem, o czym będzie następny tekst.
Ale wiem, że będzie z tego samego miejsca.
Z tego, które nie potrzebuje żadnej innej nazwy poza:
.to miejsce.
.MagdaLena.