(czyli notatka z wewnętrznej królowej, której nikt nie ogłosił)
Nie, nikt nie pytał.
Ale jakoś się pojawiła.
Z początku myślałam, że to pomyłka.
Że pewnie przypadkowo włożyłam coś na głowę.
może ideę? może dziwny nastrój?
może jakiś stan ducha, który nie chce się podporządkować?
Ale im dłużej z nią chodziłam,
tym bardziej czułam, że ona mnie zna.
Czy ja naprawdę mam na głowie koronę?
Czy to nie za dużo?
Czy nie powinnam jej zdejmować przed wejściem do ludzi?
Czy to wypada - tak po prostu istnieć,
z tym swoim 'czymś'?
I jeszcze się z tym nie kryć?
Ale w sumie...
czy naprawdę muszę być aż tak skromna?
żeby nie widzieć własnego światła?
To nie jest korona od sukcesów.
Nie zdobyłam jej.
Nie dostałam w nagrodę.
Nie przypomina tej z bajek-
raczej zrobiona jest z niedopowiedzeń, z dziwnych decyzji,
z tych wszystkich 'a co jeśli'?
które prowadziły mnie zawsze trochę inaczej.
Czy to znaczy, że jestem ważna?
Nie wiem.
Ale czuję się sobą - i to jest lżejsze niż się spodziewałam.
Nie muszę już wymyślać, jak się zachować.
Nie muszę dopasowywać się do żadnej wersji,
która byłaby bardziej do zaakceptowania.
Więc czy pytał ktoś o moją koronę?
Może i nie.
Ale jeśli już ją zauważyłaś...
to może zobaczysz też swoją?.
.MagdaLena.